Osamotnieni mieszkańcy Rembertowa uratowali zwierzaka, który utkwił na wysokim dębie Jeżeli samemu nie zadziałasz, nie masz co liczyć na pomoc służb miejskich. Przekonali się o tym mieszkańcy wojskowego osiedla w Rembertowie, gdy próbowali przez cztery dni zainteresować kogoś ściągnięciem kota z drzewa. W końcu ściągnęli go sami.
Kotka wlazła na ogromny dąb w piątek, ale nie potrafiła zejść. Gdy coś ją przestraszyło, wspinała się tylko gałąź wyżej. Mieszkańcy bloku przy u1. EmiIii Gierczak 7 próbowaIi jej pomóc.
Chęci szczere - drabina krótka
- Dzwoniliśmy wszędzie. Do Animalsów, do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, nawet do straży pożarnej. Nikt nie chciał pomóc - opowiadali nam wczoraj mieszkańcy - Weterynarz powiedział, że to może być jej ostatnia noc - martwili się. Udało się ściągnąć strażaków z Akademii Obrony Narodowej, do której należy osiedle. Ci mieli szczere chęci, ale za krótką drabinę. Warszawscy strażacy tym razem nie chcieli pomóc. 0 interwencję zwróciła się do nich Liza Kodym z Animalsów, ale nic nie wskórała. Strażacy odmówili przyjęcia zlecenia. Wie pan, to zależy od dyżurnego oficera. Czasem przyjeżdżają na naszą prośbę, a czasem nie - powiedziała nam. - A my nie mamy pieniędzy żeby zapłacić za alpinistę.
Wzięli kotkę we własne ręce
Wzięli kotkę we własne ręce A tymczasem głodna, przestraszona kotka wciąż tkwiła na drzewie. - To straszne. Ludzie, którzy tędy przechodzą nie mają serca. Mówią, żeby zaczekać jeszcze kilka dni, to zwierzak sam spadnie - opowiadali oburzeni mieszkańcy. - Albo proponują, by wpuścić na drzewo jakiegoś ostrego psa, żeby załatwił sprawę. To okrutne! W końcu mieszkańcy bloku przy u1. Emilii Gierczak postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. - W tym państwie nic nie funkcjonuje oznajmili ze smutkiem. Potem załatwili podnośnik, wesz1i do kosza i sami ściągnęli kotkę na ziemię z wysokości czwartego piętra. Zaopiekuje się nią jedna z mieszkanek 0siedIa. PIOTR MACHAJSKI Superexpres, 10.10.2000