Moja wojna podjazdowa
Osobiście poznałam swojego zaciekłego wroga. Jest mój tylko częściowo, ponieważ gros agresji kieruje przeciwko kotom. Wróg występuje w dwóch osobach (plus pies, ale jego bym w to nie mieszała, przecież nie ponosi odpowiedzialności za zachowanie właścicieli).
Wróg widzialny jest niedużą, niestarą kobietą - to z nią miałam nieprzyjemność wejść w kontakt wzrokowy, słowny, a nawet trochę fizyczny. Wrzeszcząc, zabijała mnie spojrzeniem i próbowała szarpać za rękę dzierżącą karmicielski ekwipunek.
Ale zacznę od początku. Pod oknem piwnicznym, dostępnym dla kotów, zostawiałam późnym wieczorem garść chrupek i plastikowy pojemnik z mlekiem. Jest to jedno z trzech miejsc karmienia, tam dożywiam starego kocura, który nie lubi się bratać z kocią gawiedzią i nie przestrzega terminów pojawiania się na kolacji.
Gdy rano chodziłam sprzątnąć pojemniczek po mleku, zawsze zastawałam go w formie placka. Rozdeptany. Wgnieciony w ziemię. Zabierałam więc śmiecia, wieczorem stawiałam nowe pudełko - i tak w kółko. Aż niedawno w biały dzień zobaczyłam tę panią w trakcie działań niszczycielskich - trach!, jeszcze ruch okrężny piętą i pełna satysfakcja, naczynie nie istnieje.
Nie zdążyłam podejść, by spytać ją, czemu to robi, ale wyjaśnienie otrzymałam wieczorem. Pani czekała na mnie na klatce schodowej, a za plecami miała zabezpieczenie w postaci otwartych drzwi swojego mieszkania. Zza owych drzwi dobiegał głos niewidzialnego pana, zagrzewający żonę (?) do boju. Pan jest ponoć byłym wojskowym, więc jego zachowanie jest w pełni uzasadnione - generałowie nie wystawiają swych cennych ciał na niebezpieczeństwa pierwszej linii frontu. Od tego mają mięso armatnie.
Tak więc "żołnierka" obrzuciła mnie gradem wyzwisk, zabroniła karmić koty pod jej oknem i poinformowała, że ona i tak wychodzi o trzeciej w nocy i wszystko, co zostawię, wyrzuca w trawę. Najważniejsze to mieć jakiś cel w życiu, jakąś pasję. Wtedy nawet chce się wstać z ciepłej pościeli o trzeciej w nocy. Może na rozkaz?
Nie dyskutowałam, bo nie było z kim. Bratek musi nauczyć się przychodzić w któreś z pozostałych miejsc. A przy okazji domyśliłam się, dlaczego moje piwniczne koty zaczęły się mnie jakiś czas temu bać i skąd się biorą długie kije porzucone w korytarzach. Sądzę, że generał pod osłoną ciemności schodzi do podziemia i, uzbrojony w pałę, szuka siedzącego na rurach kociego nieprzyjaciela, po czym wali w te rury kijem. Bo nawet nie chcę o tym myśleć, że jego marzeniem i ambicją jest dosięgnąć kota! Mam już w swojej komórce niezłą kolekcję drągów, patyków i listewek uzbieranych w piwnicznych korytarzach. Starczyłoby na spore ognisko.
Ponieważ pan preferuje partyzantkę, nie mam dowodów innych niż kije - przecież nie zamówię badań daktyloskopijnych, by udowodnić mu niecne czyny. Zachowanie tej dobranej parki mogłabym uznać za śmieszne i żałosne, gdyby nie dotyczyło bezbronnych zwierząt. Bo w takiej wojnie zawsze przegrane są koty.
Maryla Weiss
KOT 9 - marzec 2008
magazyn dla miłośników kotów.